Featured

L’art de vivre na Lazurowym Wybrzeżu

Lubię to uczucie kiedy przyjeżdżam do nowego miejsca.

Pierwszą rzeczą, którą odczuwam zaraz po wylądowaniu to różnica temperatur. Tego dnia moje policzki ogrzewały wieczorne promienie zachodzącego słońca. Na skórze czułam wilgotny wiatr znad morza zwiastujący nadchodzący wieczór.

Drugą rzeczą, dzięki której ponownie dociera do mnie, że jestem w nowym miejscu to język. Pierwsze rozmowy, oznaczenia na lotnisku, potem nazwy ulic i hasła na bilbordach. Bonsoir, comment allez vous Madmoiselle?

W trzeciej kolejności zwracam uwagę na ludzi. Że są inaczej ubrani, że maja inne twarze, inaczej mówią, gestykulują. Każdy kraj ma też swoją specyficzną mimikę lub gestykulację, zauważyliście to? Bah, oui…

Włączam radio, inna muzyka, nowi lektorzy, nowe kawałki, które zaraz mi wpadną w ucho.

Wszystko jest mi znane, ale jednak inne. Byłam tu wiele razy, ale tym razem nie przyjeżdżam na miesięczne wakacje, ani nie przenoszę się na studia. Jadę do nowego domu. Zaczynam kolejny etap. Znowu. I w każdej części ciała czuje ze jest to piękny etap. Czuję to w sercu, kościach i we krwi. I głowie. Dziwna sprawa.

Witaj, Lazurowe Wybrzeże!

Pierwszy dzień. Zjazd na osiedle, wejście do domu, salon. Pierwsza herbata w kuchni, odkrywanie pokoi i zakamarków, szafek, szuflad. Długi prysznic w nowej łazience, ułożenie kosmetyków na toaletce. Specyficznie zapamiętujesz ten pierwszy raz. Potem już inaczej te same rzeczy będą wyglądać. Nigdy tak jak za pierwszym razem. Jakby zupełnie inny obrazek. Wiecie o czym mówię?

Rano wyjazd z domu po zakupy na śniadanie. Pierwsza myśl? Jazda starą, poobijaną furą to wcale nie jest taki zły pomysł w miejscu w którym CODZIENNIE, wręcz KILKA razy dziennie czyhają na mnie wysokie krawężniki, wąskie górskie zakręty, parkowanie na milimetry, absurdalnie ciasne parkingi podziemne i wiecznie niezadowoleni życiem rozwrzeszczani za kołkiem Francuzi. Coprawda ta zajawka przetrwała niespełna 7 dni, do momentu kiedy właściwie dość mocnym przypadkiem wsiadłam do jednej ze sportowych fur mojego faceta. I świat nabrał innych kolorów 😉 Utopijne wizje mnie jeżdżącej starą corsą po Monte Carlo zostały zmiecione podmuchem wiatru przejeżdżającego z piskiem opon Chirona. Wysokie krawężniki? E tam! Żaden problem! Trzymam się od nich z daleka, a auto do zaparkowania oddaje Voturier 😉

Knajpy. Mój Boże! Nie wiedziałam, że to powiem, ale Warszawo- tęsknie! Może nie za jakością, ale za dostępnością! Zacznijmy od podstawy- śniadania. Croissanty albo staromodny bufet za gigantyczne pieniądze w 5* hotelu. Zapomnij o toście z awokado. Gdziekolwiek! 😂 Obiad? Jasne, ale pod warunkiem, że do 13:45 zamówisz, bo do 14:00 sorry, kucharz wydaje ostatnie zamówienia, a o 15:00 wszyscy uciekają na sjestę. Nie było szans, żebym przez pierwszy tydzień gdziekolwiek zdążyła 😂 A kiedy przychodził czas na kolacje i knajpy otwierały się o 19:00, a jest to pora, w której z moim synem się wyciszamy, czytamy, kąpiemy, wiec wyjście gdziekolwiek odpada. Niby nic, ale dla dziewczyny, która do kuchni wchodzi jedynie po żelowe płatki pod oczy, albo po piwo dla chłopaka- nightmare!

Marzenia o zajadaniu pysznej Sole Mueniere z chrupiącymi harico vert skończyły się na pizzy z Uber Eats. Tak, pizzy. Na Południu Francji, niepisanej stolicy śródziemnomorskiej kuchni! Mieszkańcy tego zakątka Francji uważają, że jedynym jedzeniem nadającym się do wysyłania skuterkiem do domu klienta jest właśnie to nieszczęsna pizza i kebab. Moja gastronomiczna dusza chyli czoła takim rozwiązaniom, ale głodna Iza chciała ich wszystkich rozszarpać.

Z początku ciężko było się przestawić. Myślałam: co za leniuchy! Ja im zaraz tu otworzę knajpę i pokaże jak się pracuje! Entuzjazm jednak szybko opadł i po krótkim czasie to widzę tak: cóż za wspaniały naród potrafiący robić zajebiste żarcie, który stawia warunek: albo zjesz u nas w knajpie świeże, albo wcale! I tym samym trzyma najwyższy poziom kuchni i obsługi, a do tego pamięta codziennie o celebrowaniu życia, więc czas miedzy 15:00-19:00 spędza na piciu rosé z przyjaciółmi, albo słodkich drzemkach na ogrodowym hamaku do dźwięku cykad. L’art de vivre!

Jestem tu chwilkę, a już czuję, że to miejsce było mi pisane i świetnie tu się wpasowuje. Nie jest sztuką praca od rana do wieczora, którą sama od zawsze praktykuje ( co prawda robię to w większości czasu na leżaku pod palemką z telefonem w ręku). Sztuką jest tworzyć rzeczy piękne, które kochasz i sprawiają ci przyjemność i satysfakcję, jednocześnie znajdując czas na celebrację życia. Ja wiem jak to może zabrzmieć płytko i hedonistycznie. Ale jeżeli sobie tego odgórnie nie narzucimy i nie będziemy do tego dążyć to samo się nie wydarzy i nikt nas z tego kołowrotka pogoni za czasem nie wyciągnie.

Zawsze jak gdzieś przyjeżdżam robię zdjęcia. Pamiątki, które potem przeglądam. Z czasem robię ich coraz mniej. Dla mnie fotografia jest przede wszystkim uchwyceniem rzeczywistości. Najbardziej w zdjęciach lubię prawdę i naturalność. Tą niewymuszoną i nie pozowaną.

Tak się złożyło, że z początkiem rozpoczęcia mojego francuskiego etapu życia przyszedł i czas na nowy content do firmy. Tą nową sesją postanowiłam wprowadzić klientów w swój swiat i zaprezentować materiał, który pokazuje nie tylko nowe kamienie ściągane z całego świata, ale wizję mojej marki.

Vivre est la plus belle facon de rever

Życie pełnią życia to najpiękniejsza forma snucia marzeń

Dynamiczne podejście do życia mam od zawsze – oczywiście większość staram się planować, ale czasem ufam całkowicie wszechświatowi i po prostu biegnę przed siebie – biegnę celebrując życie. Staram się żyć na 100% i cieszyć się do utraty tchu tym co zostało mi dane, lub po co sama sięgnęłam. Nie daje zdeptać innym iskier, które we mnie szaleją. Wierzę, że energia wszechświata sprzyja marzycielom. Nie boję się ryzyka, porażki, ani trudnych chwil.

Najważniejsze to być w drodze i każdego dnia robić krok do przodu. I przede wszystkim wierzę całym sercem, że życie pełnią życia to najpiękniejsza forma snucia marzeń.

W moim życiu liczą się momenty.

Czas, w którym realizowaliśmy tą kampanię, był dla mnie przede wszystkim takimi pięknymi momentami twórczej pracy w zapierających dech okolicznościach, celebracją życia, ukłonem dla osób, które ze mną współtworzą firmę. Oprócz pracy nie zabrakło kreatywnych burz mózgu, fascynujących rozmów, zimnego szampana, dobrego jedzenia i pięknej energii.

Szykując najnowszą kampanię dla Jumeirah z moim teamem staraliśmy się w naturalny sposób pokazać czym jest dla mnie moja marka. Zadanie o tyle wydawało się trudne, że w pewien sposób musiałam tę prawdę zagrać przed obiektywem, a modelka i aktorka ze mnie średnia. Zdjęcia musiały być prawdziwe, ale jednocześnie w piękny sposób powinny eksponować biżuterię. Co z tego wyszło?

MOMENTY JUMEIRAH to najnowsza kampana, która nie tylko pokazuje kolejne modele biżuterii i nowe egzotyczne kamienie, ale dokumentuje momenty. Bez zbędnego grania i udawania. Tak jak pragnęłam od początku- zdjęcia staly się odzwierciedleniem tego czym dla mnie jest moja marka: uwielbieniem natury oraz miłości do jakości, wyjątkowości , nietuzinkowości i luksusu. Największym luksusem na tej sesji była możliwość zrealizowania jej na łonie wyjątkowej i pięknej natury Lazurowego Wybrzeża. W ciszy, bez pośpiechu, podczas wschodów i zachodów słońca, nad wodą, w ogrodzie i w moim domu.

Za obiektywem stanął mój dobry znajomy Łukasz Pęcak, wraz ze swoim asystentem Otto Sotem. Za dyskretny makijaż odpowiadała Aleksandra Przyłuska. Duszą i arbitrem był nikt inny jak porte parole mojej marki Tomasz Ukleja.

Nigdy nie okłamuje swoich odbiorców i nie uginam się pod tym co wypada, a co nie. I zawsze pokazuje prawdę, a prawda jest taka ze kocham luksus i naturę 😂 Tak kochani, właśnie to przeczytaliście. Ale spokojnie. Nie mowa tu o tych szybkich furach mojego faceta, nie o to chodzi, to tylko bardzo przyjemny dodatek. Nie mój zresztą😂 Luksusem dla mnie jest wolność, jakość, możliwość bycia sobą i brak ograniczeń. Luksus to natura i widok zieleni za oknem. To dźwięk przelatujących mew dochodzący zza okna nad ranem, zamiast trąbiących klaksonów. Luksusem jest też bezkompromisowe tworzenie biżuterii. Jakościowej, ze złota, z najlepszymi i wygodnymi zapięciami, z kamieniami, które za sprowadzam z najdalszych zakątków świata. Luksusem jest to, że mogę robić piękne rzeczy, a nie uginać się pod presją typu zrób szybciej, zrób taniej, zrób pod ludzi.

Jestem ogromnie wdzięczna. Za to, że dzielicie się przeżyciami i odczuciami po przeczytaniu felietonów na moim blogu, za każdą imprezę w Miłości na której byliście, za każdy dzień, w którym zakładacie mój łańcuszek Jumeirah. Jako aktywator tych wszystkich wydarzeń postanowiłam, że muszę sama stanąć przed obiektywem w najnowszej kampanii. Jestem dumna z tego co tworzę i chciałam, aby najnowsza kampania była w pełni moja. Zresztą kto jak nie ja najlepiej to czuje i jest najlepszym odzwierciedleniem tego czym jest moja marka?

Poniżej tylko kilka moich ulubionych zdjęć z kampanii oraz backstage, resztę będę systematycznie i powoli wrzucać na IG Jumeirah.

Zapraszam na krótką wycieczkę do mojego świata ❤️

KAMPANIA

BACKSTAGE

Pokazuje wam teraz jedno ze zdjęć, które skradło moje serce, bo utrwaliło coś co jest dla mnie najważniejsze. Energię ludzi i prawdę. Mój stanowczy, ale bezkompromisowy i wariacki temperament, dekadencki profesjonalizm Tomka z jego miłością do slow life w oku, otwarte serce z nutką niewymuszonego szaleństwa Oli oraz introwertyczny charakter Tomka aka „ w czym tu pomóc, kapitanie?”. Oraz czujne oko, które wychwyci każdy moment, stojącego za obiektywem Łukasza 🤍

5 thoughts on “L’art de vivre na Lazurowym Wybrzeżu

  1. Piękny wpis! Otworzyłam z miłości do Lazurowego Wybrzeża i zakochałam się również w stylu pisania. Elokwentnie dobrane słownictwo, umiejętność wprowadzenia czytelnika w opisywany świat, możliwość współodczuwania tych wszystkich emocji towarzyszących wydarzeniom o których piszesz… zostaję na dłużej i czekam na kolejne!

    Pozdrawiam! 😉

    1. Dzięki za ten wpis. Od kilku dni skradłaś moje serce i bardzo, bardzo mocno Ci we wszystkim kibicuję i trzymam kciuki. Rzadko kiedy ktoś potrafi tak pięknie opisywać swoją drogę i rzadko kiedy, lub prawie w ogóle piszę do kogoś. Jesteś mega Iza i bardzo dużo wnosisz. Luksusem jest to wszystko co opisałaś i też takie piękne, otwarte serce. Ściskam.

Leave a Reply