Korzystając z długiego pobytu w Meksyku postanowiłam wyskoczyć na Kubę na niecałe 3 dni. Oprócz podstawowej wiedzy historycznej zdobytej na studiach nie przygotowywałam się do tego wyjazdu w najmniejszym stopniu. Celowo zrezygnowałam z pobytu w hotelu, wyszukałam przepiękne mieszkanie w kolonialnej kamienicy starej Havany postanawiając wtopić się w jej atmosferę omijając.
Nie powiem, że było to jednak rzuceniem się na głęboka wodę. Pierwsze godziny po wylądowaniu odganiałam się od przemiłych, aczkolwiek nadgorliwych naganiaczy oferujących swoje przeróżne usługi oraz co gorsza walczyłam na drugim froncie z moim tatą np o to, że nie będziemy jeść w knajpie przy głównej ulicy, która ma mojito i lody w cenie posiłku… 😉
Szybko zorientowałam się, że bez wglądu na odpowiednie blogi lub porady przyjaciół, którzy dobrze znają to miejsce nie znajdę łatwo tego czego szukam i najprawdopodobniej skończę w fabryce cygar ze zorganizowana wycieczka z Rosji.
Problem polegał na tym, ze nigdzie nie mogłam się połączyć z internetem. Karty z kodami są sprzedawane jedynie gościom hotelowym. A w naszym mieszkaniu niestety byle jaka strona otwierała się 2 min, żeby po załadowaniu zerwać połączenie.
Na szczęście miałam dwie deski ratunku. W pamięci nazwy dwóch dobrych knajp La Guardia i Havana 61 oraz nosa do odpowiednich ludzi i alternatywnych miejsc. Przechadzając się uliczkami znalazłam kawiarnię El Cafe, a w niej właściciela, który dokładnie wiedział jak mi ułatwić poszukiwania.
Gotowi na krótką przechadzkę?
Havana. Na pierwszy rzut oka to salsa, rum, cygara, piękne kolory i uśmiechnięci ludzie. Wspaniała architektura oświetlona karaibskim słońcem i muzyką! Dom dla szczęśliwych Kubańczyków żyjących tu i teraz, akceptujących z wdzięcznością to co mają. Zachwyciła mnie ich otwartość, dobry humor i czarująca energia. Chyba w żadnym miejscu na ziemi nie czułam się tak dobrze jak tutaj.
Po chwili zastanowienia jednak dochodzi do świadomości drugi głos.
Havana jest dla mnie pełna sprzeczności. Uśmiech miesza się z nostalgią, życie tu i teraz z odebranym prawem wyboru.
Każdy dom i szkołę wypełnia przepiękna muzyka na żywo. Przed restauracjami bezdomni na równi z mieszkańcami tańczą salsę doceniając każdą nutę. Wspaniała sprawa, ale idąc dalej Havana nie zna np. pojęcia DJa. DJ-e nie maja prawa istnienia ze względu na brak dostępu do zagranicznej muzyki. Jak to możliwe ze w XXI wieku są ludzie, którzy nie potrafią wymienić dwóch utworów The Beatles albo Rihanny?
Kocham w tym miejscu brak korków i mały ruch samochodowy. Polonezy, maluchy i kolorowe sedany Forda przeniosły mnie w czasie do lat 50 i 70. Jednakże jeżdżą nimi tylko turyści. Mieszkańcy dzielą się taksówkami jak w filmach Barei lub czekają w długich kolejkach do starych autobusów. Stały widok to auta z otwartą klapą od silnika wzdłuż drogi. Każdy kierowca jest tu mechanikiem i potrafi naprawić podstawowe usterki w swoim samochodzie.
Gdyby Hawana rozwijała się „normalnie”, jej wąskie ulice dławiłyby się teraz ruchem ulicznym i zanieczyszczeniem, takim jak Gwatemala City lub San José, gdzie nie da się normalnie oddychać, a hałas sprawia, że uszy i myśli chcą jak najszybciej stąd uciec.
Podróż w czasie ma tutaj kilka wymiarów. Przenosisz się do lat 20 wtapiając się w misterny świat art deco. Wysokie na 5 metrów sufity, nieprawdopodobne sztukaterie i bogato zdobione elewacje dla mnie jako historyka sztuki były ekscytująca wycieczką. Zaraz obok stoją modernistyczne, socjalistyczne budynki użyteczności publicznej, państwowych kin lub amerykańskich centrów handlowych, które dziś świecą pustkami i znowu przenoszą mnie w socjalistyczne czasy, które znam jedynie z podręczników i opowieści rodziców. Jedzenie na kartki, kolejki po chleb, dwie belki materiałów na sklep wielkości warszawskiego Smyka przy Al. Jerozolimskich. Bardzo dziwne uczucie chodzić wśród ludzi, którzy polują na podstawowe dobra i wymieniają papier toaletowy na mydło pod sklepem, a miedzy nimi podekscytowani ciekawym materiałem turyści najnowszym Canonem robią im zdjęcia. Pewnego ranka próbowałam rozszyfrować za co płacą ludzie przychodzący do pustego sklepu naprzeciwko wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Wkoncu zorientowałam się, ze kupują plastikowe siatki, które również uchodzą za dobro luksusowe. W świecie, w którym większość świadomych mieszkańców walczy o zaprzestanie ich produkcji mocno mnie to zasmuciło.
Ogromne sowieckie dotacje zniknęły, a gospodarka zależy teraz od turystyki. Napływ turystów, w większości szukających wypoczynku w tropikach i wesoło nieświadomych polityki Kuby, wymagał od rządów pewnej elastyczności. Małe prywatne rodzinne restauracje, zwane paladares (paladar po hiszpańsku dla podniebienia), z nie więcej niż 12 miejscami, są obecnie tolerowane, chociaż zatrudnianie pracowników spoza rodziny jest nadal nielegalne. Dozwolone są tez tylko niektóre potrawy – nie ryby i homary, zarezerwowane dla państwowych restauracji. Komitety Obrony Rewolucji wciąż działają i pilnują przestrzegania tych zasad.
Pchle targi są teraz również legalne na Kubie i odbywa się drobny handel używanej odzieży i artykułów gospodarstwa domowego oraz owoców i warzyw. Dziesięć czy dwadzieścia lat temu nie do pomyślenia było, aby ktokolwiek kupował lub sprzedawał cokolwiek na otwartej przestrzeni, ponieważ kupno i sprzedaż były symptomami burżuazyjnego indywidualizmu i były sprzeczne z socjalistyczną wizją Fidela, w której wszystko należy racjonować zgodnie z potrzebą.
Żadne słowa nie oddają geniuszowi architektonicznemu Hawany, geniuszowi, który sięgał od renesansowego klasycyzmu z XVI wieku, z surowymi, ale idealnie proporcjonalnymi domami zawierającymi kolumnadowe dziedzińce chłodzone i łagodzone przez tropikalne drzewa i krzewy, aż po ekstrawagancki art deco Lat 30. i 40. Na przestrzeni stuleci Kubańczycy stworzyli harmonijną całość architektoniczną na świecie niemal niespotykaną. Prawie nie ma budynku, który nie pasuje do reszty lub jest pozbawiony smaku. Wszystko jest idealnie dopasowane do kubańskiego światła, klimatu i temperamentu. Kubańscy architekci rozumieli potrzebę świeżego powietrza i cienia w klimacie takim jak na Kubie i odpowiednio podzielili budynki i pokoje. Stworzyli środowisko miejskie, które z arkadami, kolumnami, werandami i balkonami było eleganckie, wyrafinowane, wygodne, radosne, ale przede wszystkim służące jej mieszkańcom.
Jedna z najwspanialszych ulic Prado, mój ulubiona szeroka aleja prowadząca do morza, z marmurowym chodnikiem, którym ludzie gwarnie spacerują wieczorami. Niektóre z pięknie proporcjonalnych rezydencji wzdłuż Prado zapadły się w gruz, z innych zostały jedynie fasady oparte na drewnianych rozpórkach. Pałac wzdłuż Prado, w którym mieści się krajowa szkoła baletowa, jest zwykłą skorupą, na parterze której nie ma nic prócz gruzu.
Oczywiście blask tych budynków jest teraz bardzo wyblakły. Sztukateria ustąpiła miejsca pleśni; dachy zniknęły, zastąpione falistym żelazem; okiennice rozpadły się w trociny; farba jest fenomenem przeszłości; klatki schodowe kończą się przepaściami; w oknach brak szkła; drzwi są zdjęte z zawiasów; ściany wewnętrzne zawaliły się; drewniane podpory wspierają wszelkiego rodzaju konstrukcje; przestarzałe przewody elektryczne wyłaniają się ze ścian; kute balkony kruszą się w rdzę. Każdy wielki i pięknie proporcjonalny pokój – widoczny przez okna lub w niektórych miejscach przez rozpadające się ściany – został podzielony przez sklejkowe przegrody na mniejsze przestrzenie, w których obecnie mieszkają całe rodziny. Pranie wisi w oknach. Każde wejście jest ciemne, a nocą światła elektryczne migoczą, a nie świecą. Jednak żadne zniszczenie nie jest zbyt wielkie, aby uczynić budynek niezdatnym do zamieszkania: Hawana jest jak miasto, które zostało dotknięte trzęsieniem ziemi, a jego ludność zmuszona jest przetrwać wśród wraków, dopóki nie nadejdzie pomoc.
Nie można jednak powiedzieć, że mieszkańcy Hawany wydają się szczególnie nieszczęśliwi – wręcz przeciwnie. Dzieci bawią się wesoło na ulicy używając kulki sprasowanych szmat jako piłki. Ulice tętnią życiem towarzyskim, wszędzie unoszą się naprzemiennie dźwięki salsy i radosnych rozmów.
Jednak zadowolenie ludności wśród ruin nie zmniejsza mojego głębokiego smutku widząc zniszczenie arcydzieła kolektywnego ludzkiego wysiłku Hawany oraz braku wiary w to, ze może być lepiej. Jest to dla mnie głęboko niepokojące, widok ludzi żyjących wśród ruin swojej stolicy i uznających to za naturalny stan rzeczy. Tak jakby zawalenie się ścian i klatek schodowych wydawało się tak naturalne jak zmiana pogody.
Najbardziej jednak zastanowiło mnie dlaczego Kuba pozwala na to, by Havana na naszych oczach znikała. I bynajmniej nie niszczą jej wielkie korporacje otwierające sieciówki z HM, Starbucks i McDonalds, psując tym samym krajobraz i lokalna kulturę. Jedyny estetyczny plus trwającej od ponad 43 lat totalitarnej dyktatury.
Castro twierdzi, ze najważniejsza dla jego obywateli jest służba zdrowia i edukacja i na niej się skupia. Jednak brak dbania o stan kamienic przez Castro ma głębszy polityczny cel.
Według Castro przed rządami jego brata było tylko ubóstwo, zepsucie i zbrodnia. Kto wiec stworzył Hawanę i skąd pochodzi jej wspaniałość? Najlepiej zniszczyć tego dowody. Tyle, ze nie przez przez prymitywną talibską metodę wysadzenia posągów, która ma skłonność do wzbudzania przeciwności świata, tylko przez pozwolenie ogromnej liczbie ludzi osiedlić się na stałe w skradzionej własności, a następnie pozwolić aż czas i zaniedbanie zrobią swoje. W młodej populacji, takiej jak Kuba, z niewielkim dostępem do informacji filtrowanej przez oficjalne kanały, życie wśród ruin będzie wydawać się normalne i naturalne. Ludzie wkrótce zostaną radykalnie odłączeni od przeszłości ścian, wśród których żyją. Tak więc obecne ruiny Hawany są materialną konsekwencją wprowadzonej w życie propagandowej histografii.
Okropne szkody, które wyrządził dyktator, długo przeżyją jego i jego reżim. Niezliczone miliardy kapitału będą potrzebne do przywrócenia Hawany; problemy prawne dotyczące własności i prawa pobytu będą kosztowne i nieskończone; a potrzeba zrównoważenia względów handlowych, społecznych i estetycznych podczas odbudowy Kuby będzie wymagać najwyższej mądrości regulacyjnej. Tymczasem Hawana stanowi ostrzeżenie dla świata przed niebezpieczeństwami dyktatorów, którzy uważają się za posiadających historię wyjaśniającą wszystko, w tym przyszłość…
Kilka praktycznych wskazówek:
1. Internet
Przygotuj sobie miejsca, które chcesz odwiedzić, zaznacz na mapie dobre restauracje, żeby potem nie tracić czasu na szukanie miejsca, w którym możesz to sprawdzić w internecie. Dostęp jest bardzo ograniczony, a połączenia wolne.
2. Wymień pieniądze w sprawdzonym miejscu
W grę wchodzą automaty na lotnisku lub bank w Havanie. W hotelu możesz wymienić walutę, jedynie jeżeli jesteś gościem. Większość hoteli i tak nie ma kantorów.
3. La Guardia
Zdecydowanie najpiękniejsze miejsce na kolacje. Nie powiem nic więcej- trzeba tam iść!
4. Airbnb
Najlepszy sposób, aby poczuć klimat tego miejsca to mieszkać wśród mieszkańców. Nie w odgrodzonym, sterylnym hotelu, tylko pięknej starej kamienicy.
5. Budżet
Przygotuj się na amerykańskie ceny, to niestety nie Azja. Zwykły posiłek dla dwóch osób to minimum 60 USD.
6. Świadoma turystyka
Zle się czuje będąc anonimowym świadkiem, turystom z klapkami na oczach. Lecąc na Kubę zabrałabym ładne ubrania do rozdania, ale przede wszystkim książki po hiszpańsku: Folwark Zwierzęcy Orwella, Proces Kawki, Homo Deus Yuvala Harari, a nawet Potęgę Podświadomości Murphyego.
















Świeże spojrzenie i fantastyczne zdjęcia.
Wiele osób zastanawia się nad tym, co tam będzie „potem”. Potem, po tym eksperymencie na żywym narodzie, czyli kiedy odejdzie ostatni Castro lub kiedy.. no właśnie… runa ostatnie mury ostatniego budynku?..
Niezliczone miliardy kapitału będą potrzebne nie tyle do odbudowy Hawany, jeśli to w ogóle będzie możliwe, ile przynajmniej do wybudowania dla ludzi „miejsc do życia”.
Z artykułu wynika tez ciekawostka, ze przymusowo hermetyczne życie na wyspie zatrzymało wpływ nowoczesnych technologii na rozluźnienie bezpośrednich kontaktów międzyludzkich i przeniesienie ich w przestrzeń elektroniczna, jak to można dookoła zaobserwować teraz.
A taka prosta uwaga o sensowności zabrania ze sobą książki lub książek i rzeczy, żeby się podzielić z Kubańczykami, jest genialna, oczywiście, o ile takie książki dałoby się wwieźć.
Bez wątpienia, w idealnej opcji najlepsi światowi ekonomiści i organizacje międzynarodowe non profit powinni tworzyć wielozadaniowe i alternatywne scenariusze odbudowy tego niesamowitego kraju.
To wszystko wynika dla mnie z artykułu.
Dziękuje Izabello za przyjemność czytania.