Samoakceptacja, czyli czego nauczę swoje Bobo

Dziś temat delikatny, personalny i ma pierwszy rzut oka pełen sprzeczności. Trudny o tyle, że można mi zarzucić brak autentyczności i niezrozumienie problemu. Jestem gotowa to wziąć na swoje barki.

Samoakceptacja.

No właśnie…. czym ona jest w wymuskanym i wirtualnym świecie, w którym żyjemy? Nieustannie podkreślamy swój status i chcemy świecić, ale za tym blaskiem tak naprawdę kryje się pustka i brak samoakceptacji. Piękny obraz, mało treści.

Kiedyś było tak, że tylko telewizja i prasa robiły nam sieczkę z mózgu i wmawiały, że ta 50 letnia aktorka na okładce nie ma ani jednej zmarszczki i to prawdopodobnie dzięki kremowi, którego reklama była trzy strony dalej. Można było się połapać, że to ściema, a to co na szklanym ekranie to sztuczny show biznes. 

A jak jest teraz? Teraz do przysłowiowego photoshopa dostęp ma każdy, a wymuskany świat przekroczył granice środków masowego przekazu. Mam mówić szczerze? Dwie sekundy zajmuje mi kliknięcie czegoś w aplikacji i sprawienie, że moja twarz jest odświeżona, a zieleń jest bardziej zielona. Filtry? Korzystam. Ciężko się nim oprzeć. I większość osób, które followuję robi to samo. Widzę to gołym okiem.

Skutek? Wszechogarniająca iluzja, że KAŻDY jest piękny, szczupły, zadbany, robi fajne rzeczy, bywa w ślicznych miejscach. Oraz myśli dziewczyn, że nie są wystarczająco dobre, że lepiej się upiększyć i dostosować. A tymczasem jedno z amerykańskich badań wykazało, że kobiety myślą źle o swoim wyglądzie średnio 13 razy dziennie…

DLACZEGO  O TYM PISZE

Ok, to teraz powiedzmy to sobie głośno. Co dziewczyna jak ja, z idealnym ciałem i bajkowym życiem może pisać o samoakceptacji?

Tu chciałabym się czymś z Tobą podzielić.

Przez rok walczyłam z jakimś cholerstwem. Miesiące antybiotykoterapii, kroplówki, badania. Nie wiadomo co to było, ale cały czas się źle czułam. To gorączka, to infekcja, to ból brzucha, to zjazd formy, kłopoty ze snem i ciągłe przygnębienie. W końcu z ciężkimi bólami żołądka trafiłam do szpitala. Padła diagnoza. Tu proszę leki uspokajające i namiar na klinicznego psychiatrę. Ma Pani depresję. Heheh no spoko…. Ale co teraz?

Moja depresja wynikła głównie z braku samoakceptacji. Problem pojawił się nie na polu ciała czy wyglądu, ale na poziomie osiągnięć i roli w społeczeństwie. Na terapii dowiedziałam się o sobie, że poczucie własnej wartości buduję na swoich osiągnięciach. A kiedy kurtyna w pracy opadła na przerwę macierzyńską moja samoocena spadła do poziomu kółek w wózku mojego Bobo. 

Byłam w ciepłym słońcu, z szumem fal i wysokimi palmami, ale kiedy zamykałam oczy słyszałam tylko ten irytujący głos: „ zrób coś wkońcu”, „ ile można się opierprzać”, „ dlaczego jeszcze nic nowego nie zrobiłaś”, „ już nie jesteś tą Izą co kiedyś, słabe to”, „ tylko siedzisz w domu i zajmujesz się dzieckiem”, „ teraz już będziesz tylko mamą”. Tak się zamęczyłam, że nie mogło to doprowadzić do niczego innego jak załamania nerwowego. No bo co innego może wyniknąć z sytuacji, w której najbardziej aktywnym twoim hejterem… jesteś Ty sam?

W końcu przyszła zmiana myślenia. 

Przyleciała na Bali moja mama. Mimo upału nie siedziała nad basenem i bała się rozebrać. Widziałam, że się wstydzi swojego ciała. W końcu poszłyśmy kupić jej kostium kąpielowy, bo dotychczasowe były na nią za małe. Gdy zobaczyła swoje odbicie w przymierzalni w sklepie popłakała się i odeszła jej ochota na zakupy, a do następnego ranka przesiedziała samotnie w swoim pokoju. Zawsze była bardzo szczupła, a od ostatniego wyjazdu przytyła 10 kg i nic na nią nie pasowało. Nawet rozmiar XL. Następnego dnia kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie, zobaczyliśmy ją przez okno jak  półnaga biega w w tropikalnym deszczu. Od zawsze to kochała i razem kiedyś latałyśmy po ogrodzie podczas letnich burz w domu.  I od tego dnia opalała się już normalnie i nie zasłaniała krępujących ją części ciała. Zapytałam jej co się stało, skąd taka nagła zmiana. Powiedziała mi, że siedząc samotnie w pokoju doszła do wniosku, że negatywne myśli dotyczące jej wyglądu wpływają na to jak spędza tu czas. A przyleciała do mnie, do wnuka, żeby chodzić na plażę i pływać w basenie. I nie chce swoimi myślami i brakiem akceptacji tego jak teraz wygląda mi i sobie popsuć tego czasu. 

A ja wtedy zrozumiałam, że nie chcę już brać udziału w tym niesprawiedliwym wyścigu, który sama sobie funduje i oddalam metę, za każdym razem jak do niej dobiegam. Chciałabym tak jak moja mama siebie akceptować po prostu, a nie za to kim uważam, że POWINNAM być. I chce to przekazać w przyszłości swojemu Bobo.

Każdy ma swoją drogę do Samoakceptacji.

Dla mnie nie było nic ważniejszego, niż poznać siebie i potem w pełni wykorzystać swój potencjał. Moim kluczem do akceptacji jest wykorzystywanie swoich silnych stron, a nie korygowanie wad.

Pomogło wiele książek, świadome oddychanie, behawioralno kognitywna psychoterapia, joga, medytacja, test osobowości i praca nad swoimi wiodącymi talentami. Czy było łatwo, szybko i prosto? Nie! Czy to już koniec mojej pracy nad sobą? Nie!

Umówmy się, i tak mam momenty kiedy czuję, że jestem gorsza, albo niedopasowana… I wtedy zaglądam do mojego notatnika i czytam:

Nie krytykuj siebie, toleruj swoje słabości, pogadaj z kimś kto jest Ciebie wart, nie porównuj się do nikogo, okaż sobie szacunek, zrób coś dla ciała, bądź dla siebie dobra, daj sobie przyzwolenie na popełnianie błędów.

Mogę sobie wkręcać wszystko. Że mam złą pracę, że nie mam pracy. Że mam krzywy nos, za duży nos, za mały nos. Że jestem za chuda, za gruba, za brzydka, za ładna. Że za mało ćwiczę, że nigdy nie ćwiczę, że nie to ćwiczę. You name it.

KAŻDEMU z nas czegoś brakuje. Ale KAŻDY też ma to coś, coś czego nie ma nikt inny. I tym pozwolę sobie zakończyć moje przemyślenia.

Samoakceptacja to bardzo ważna broń, którą każdy powinien codziennie nosić jak tarczę.

P.S. A mama po paru miesiącach wróciła do swojej wagi. Myślę, że sukcesem nie była tylko dieta Dukana, seria naszych autorskich ćwiczeń oraz masaże, a właśnie pogodzenie się z obecnym stanem rzeczy. Dzięki akceptacji jej powrót nie był walką ze słabościami i stresem, a rozsądną drogą do samospełnienia i zdrowia.

Więcej na Instagramie @izabellabudryn <3

5 thoughts on “Samoakceptacja, czyli czego nauczę swoje Bobo

  1. Fajnie sie czyta Twojego bloga😜jestem mama7moesiecznej coreczki, i to o czym piszesz zgadza sie z moimi odczuciami. Stres zmeczenie zapominanie o sobie skad ja to znam! Wszystko zaprogramowane byle corce bylo najlepiej, a my matki jestesmy jak chodzace roboty😋 czytam i czytam i nie natrafilam na odpowiedz wiec zapytam Jak to sie stalo ze trafilas na Bali? Jak nie doczytalam to prosze o link z postem😘pozdrawiam😋😘

Leave a Reply