Zadowolone i roześmiane dziecko, chodzi bez pampersa, tapla się w wodzie i obserwuje mrówki w trawie. Zabawy w piasku nie mają końca, zainteresowanie wzbudzają każda muszelka i kijek. Brak telewizji i głośnych, plastikowych zabawek. Tak właśnie wyobrażałam sobie jego dzieciństwo- rozjaśnione słońcem włosy, cały dzień w otoczeniu natury, budowanie relacji z ludźmi różnorodnego pochodzenia. Wynajęliśmy piękny dom na plaży z dużym ogrodem i basenem od znanego francuskiego artysty. Jego prace zdobią cały dom oraz większość światowych muzeów sztuki współczesnej. Ponadto posiada największą kolekcję dawnej sztuki indonezyjskiej, którą wspaniale wkomponował w willę. Każdego wieczoru podziwiamy zachód słońca z tarasu otoczeni sztuką. Dla mnie jako historyka sztuki i młodej mamy nie mogło być lepszego miejsca, żeby spędzić jesienny i zimowy czas.
Egzotyczne podróże mają jednak swoje ciemne strony. Przekonałam się o tym w pierwszym tygdniu, który dał mi mocno w kość…. Gdyby nie moja odwaga, albo głupota i marzenia o macierzyństwie spędzonym na plaży, pewnie wróciłabym najbliższym możliwym lotem do Warszawy.
PIERWSZA NOC// JET LAG
Pierwszej nocy Bobo usnęło o 19:30, ale już o 22:00 nastąpiła niespodziewana pobudka i zabawa do 03:00. Dopadł go jet lag, który ciągnął się jeszcze przez 4 dni. Potem wszystko wróciło do normy, czyli spanie od 20:00 do 06:00 z pobudką na karmienie.
Ponoć najlepszym sposobem na skrócenie jet lagu jest budzenie dziecka rano i nie danie mu spać do 13:00. Nawet jak chce spać dłużej, a jest już godzina 8:00 rano należałoby go obudzić. Ja tego nie robiłam, dałam mu się wyspać. Pomyślałam, że skoro przez kilka długich nocnych godzin musiałam go gonić po łóżku to należy nam się chwila sennego odpoczynku do południa 😉
DRUGA NOC// KOMARY, PLEŚNIAWKI I BALI BELLY
Do naszej przeprowadzki na Bali przygotowywałam się kilka miesięcy. Systematyczne wizyty u lekarza, szczepionki, trzy miesiące przyjmowania probiotyku. Jak się szybko okazało najlepszym posunięciem było przede wszystkim wykupienie drogiego ubezpieczenia.
Już drugiej nocy zaczęły się bóle brzuszka, biegunka, całe podniebienie pokryły białe krostki ( grzyb), a ciało pokryło mnóstwo różnych pogryzień.
Nie pomogły probiotyki, ani ekologiczne maści, spraye, bransoletki przeciwko komarom, ani wyłączne podawanie ekologicznych słoików przywiezionych z Polski.
Zadzwoniłam rano do agencji ubezpieczeniowej, a już po godzinie lekarz z pielęgniarka byli u nas w domu. Zbadali malucha, przywieźli (!) leki z apteki i sytuacja po upływie dwóch dni uległa poprawie.
TRZECIA NOC// BURZA I TRZĘSIENIE ZIEMI
Jet lag i sprawy zdrowotne odhaczone, więc przyszła kolei na kolejne przygody. Bali postanowiło nas nie oszczędzać i przygotowało jeszcze dwie niespodzianki.
Około północy obudziło nas trzęsienie ziemi. Nie moje pierwsze, nie ostatnie, ale wyobraź sobie moje przerażenie, kiedy zdałam sobie sprawę, że już nie będzie tak łatwo się ewakuować z jetlagowanym Bobasem. Tym razem już nie jestem sama, obok mnie leży mój największy skarb, którego muszę chronić. Pierwsza myśl- uciekam na łąkę, żeby nic na nas nie spadło. Druga myśl- biorę skuter, nosidełko, paszport, mleko, pieniądze, ładowarkę do telefonu i jedziemy w głąb wyspy jak najdalej od tsunami, które przychodzi zaraz po trzęsieniu.
Dookoła nas przez 9 sekund, które wydawały się wiecznością trzęsły się szyby i spadały rzeźby z gablot, wylewała się woda z basenu. W pierwszym odruchu zasłoniłam swoim ciałem malucha i dałam sobie chwile na zastanowienie się- uciekać na zewnątrz czy nie? Chwilę potem trzęsienie ustało. Baldachim nad nami jeszcze przez kilka sekund się kiwał.
Po chwilach stresu udało nam się wkońcu usnąć. I po godzinie wybudziły nas kolejne hałasy. Oprócz ogromnego huku, wszystko dookoła nas wibrowało od grzmotów. Przez trzy godziny nie przestawało grzmieć i błyskać. Byliśmy w samym centrum potężnej tropikalnej burzy, która grasowała nad Indonezją i Tajlandią. Woda zaczęła się wlewać z zewnątrz do pokoju, siadł prąd. Przerażające balijskie rzeźby wotywne wyłaniały się z ciemności przy każdym błysku pioruna przeszywając mnie wzrokiem. Mogłam tylko marzyć o wydostaniu się z pokoju i znalezieniu wrzątku do mleka.
Na moje nieszczęście, kiedy chciałam powiadomić ochronę o licznych awariach i skontaktować się z narzeczonym, zorientowałam się, że padł mi telefon. Bobo nie mogło usnąć od hałasu i z głodu. Byliśmy sami, miałam wrażenie ze zaraz ktoś korzystając z okazji włamie się do nas do pokoju. To była ciężka noc.
Kiedy ponownie otworzyłam oczy zobaczyłam za oknem błękitne niebo, piękne słońce i nasz cudowny ogród. Dopiero po zejściu na plażę dotarła do mnie skala zniszczeń. Na piasek oprócz ogromu śmieci, plastikowych butelek i reklamówek morze wyrzuciło fotele, stoły, rowery…. Z sąsiedniej willi, którą wynajmowaliśmy dwa lata temu została tylko sterta połamanych bambusów i karton-gipsu. Mieliśmy ogromne szczęście.
CZWARTA NOC// PRZYGOTOWANA NA NAJGORSZE
Do tej nocy przygotowałam się jak na bitwę. Zmieniłam pokój. Zamiast kilkudziesięciu przerażających rzeźb i gigantycznych baldachimów wybrałam minimalistyczną sypialnię z widokiem ma morze. Minimalistyczną- żeby nic mnie nie straszyło w nocy i nie spadło na głowę. I z widokiem- żeby zamiast chować głowę w kołdrę tym razem przyjrzeć się burzy, która odwiedza nas każdej nocy od naszego przyjazdu.
Na szafce nocnej przygotowałam wszystko co niezbędne: cały arsenał leków, wrzątek w termosie, latarkę, płaszcz przeciwdeszczowy, tabletki nasenne ( tamtej nocy ze stresu praktycznie nie zmrużyłam oka). W pokoju obok przeniosłam nianie, która do tej pory spała w drugiej części domu. Jak coś się będzie złego działo to przynajmniej będziemy niedaleko, pomyślałam. Naładowałam telefon, położyłam Bobo spać i usiadłam na ganku z książką.
Tej nocy Bali było dla nas łaskawe. Bez burz i huraganów, bez trzęsień ziemi i nocnych pobudek. Przyglądałam się tysiącom gwiazd i pełni księżyca. Ukojenie po upalnym dniu przyniosła morska bryza. Do snu ukołysały mnie cykady i przyjemny szum wal.
Jak dobrze, ze tu jesteśmy. Cali, zdrowi i szczęśliwi…. Witaj Bali, tęskniłam.






Podoba mi się, napisane ładnym językiem,.pokazujące rzeczywistość. Caly czas zastanawiam się czy wyjechać gdzieś dalej z dzieckiem.mysle o szczepieniach. Na Instagramie wygląda to tak że nikt nie szczepi, wszyscy jadą. A jeśli już, to na miejscu jest luks. Dzięki 🙂
Luna, dziękuje za komentarz 🙂 Jak następnym razem do mnie tu zajrzysz to trochę więcej na temat podróżowania z dzieckiem napisze ❤️
Czekam 🙂
Ciekawy blog najbardziej zaciekawiły mnie wpisy o życiu na Bali. Blog pozwala mi bliżej poznać Ciebie, obserwuje cię na instagramie i twoje życie jest dla mnie inspirujące. Pozdro
Monika, miód na moje uszy ❤️ Niedługo coś wrzucę nowego o Bali!
Piękna,mądra i pięknie opisująca trudy macierzyństwa.Będę do Ciebie wracać!
Dziękuje ❤️❤️ miło słyszeć!
Super! Czytając, czułam się jakbym tam z Tobą była 🙃 Gratuluję bloga!
Pozdrawiam